Echo stalinizmu, czyli atak na prof. Annę Raźny
W dzisiejszych czasach przeżywamy coś w rodzaju deja vu ze złego czasu nazywanego w Polsce stalinizmem.
Polski stalinizm kojarzy nam się z okresem 1947-56, czyli od sfałszowanych wyborów w 1947 do polskiego października 1956. Jednak najostrzejszą formę stalinizm w Polsce przybrał mniej więcej w latach 1949-53, kiedy – obok systemu represji, jak tortury, oparte na fałszywych podstawach procesy, szermowanie karą śmierci i wyrokami wieloletniego więzienia – także cała reszta działalności państwa, ta nie uderzająca bezpośrednio w życie jednostek, została skierowana na zbudowanie od zera nowego społeczeństwa, nowego ustroju.
Dlaczego o tym piszę dzisiaj, w Polsce nazywanej prawdziwie wolną i niepodległą, Polsce, która jest wg Konstytucji – demokratycznym państwem prawa? Odpowiedzi udziela nam obserwowana dookoła rzeczywistość, jej propagandowe przejawy, zjawiska z jakimi mamy do czynienia itd. Dzisiaj, tj. w zasadzie od rozpoczęcia operacji/inwazji rosyjskiej na Ukrainę 24 lutego br., choć narastająca już znacznie wcześniej obsesja w kierunku narzucenia jedynie słusznych poglądów i postaw sprawia, że data ta jest czysto symboliczną cezurą.
Cezurą pomiędzy kulejącym, ale jednak państwem prawa, w tym prawa do wolności sumienia, przekonań i swobodnego ich wyrażania, państwem, w którym zakazana jest cenzura, a państwem stającym się krok po kroku echem stalinizmu. Oczywiście, nie mówimy o fizycznych represjach stalinizmu. Ale z całą pewnością mamy dzisiaj do czynienia ze stosowaniem socjotechniki bliskiej stalinizmowi. Tylnymi drzwiami wprowadzono cenzurę, blokowane są m.in. strona „Myśli Polskiej” i wiele innych stron polskich uznanych arbitralnie za „prorosyjskie” oraz zagranicznych (oczywiście głównie rosyjskich i białoruskich). W mediach funkcjonuje narzucony model stosunku do wojny na Ukrainie, odniesienie do którego decyduje zerojedynkowo – o ostracyzmie jednostki bądź jej akceptacji. Szerzy się oportunizm wśród osób rozpoznających, co wypada wyznawać w obecnych czasach. Krokiem wprost do stalinizmu, już nie tylko przez samo podobieństwo, są projekty niczym nieograniczonego, nieweryfikowalnego rozciągnięcia nieostrych pojęć o „sprzyjaniu Rosji” na sferę prawa, w postaci tak kontrowersyjnych przykładów, jak projekt zmiany Konstytucji z 7 kwietnia 2022 r. wniesionego do Sejmu przez grupę posłów PiS, projekt nowelizacji Kodeksu Karnego w kierunku rozszerzenia – przy użyciu wybitnie nieostrych pojęć – definicji i przypadków szpiegostwa, czy pomysłu blokowania internetu w projekcie nowelizacji ustawy o ABW (co nie przeszkadza, już teraz blokować dostępu do szeregu stron, jak wspomniałem wyżej).
Echo stalinizmu rozbrzmiewa dziś jak na razie jednak w postaci piętnowania postaw uznanych arbitralnie za niesłuszne i domagania się – wbrew aktom europejskim, których stroną jest Polska, wbrew Konstytucji i Kodeksowi Pracy – wyciągnięcia negatywnych konsekwencji wobec ludzi odważnie wyrażających swoje własne poglądy, do których prawo powinno być fundamentem nowoczesnego państwa. Znamy wiele takich przypadków, z kol. red. Janem Engelgardem na czele. Trzeba jednak wspomnieć o jeszcze jednym przypadku, gdyż jest jednocześnie związany z „Myślą Polską”, jak i z problemem narzucania jedynie słusznej narracji w nauce polskiej oraz nawoływaniem do ostracyzmu wobec niepokornych. Obiektem takiego właśnie ataku stała się p. prof. Anna Raźny, wybitna rosjoznawczymi, była polityk LPR, a także od lat współpracująca z naszym tygodnikiem autorka. Poza wszystkim, osoba szczególnie bliska niżej podpisanemu.
Prof. Anna Raźny znalazła się pod ostrzałem krytyki już w 2014 r. po podpisaniu listu otwartego do prezydenta Władimira Putina. Przeciwnicy poglądów prof. Raźny chętnie odwołują się do tamtego listu, czego przykładem jest tekst dr. hab. Andrzeja Szeptyckiego w „Gazecie Wyborczej” z 30 marca 2022 r. pt. „Pilnie potrzebna deputinizacja polskiej nauki”, gdzie Autorka została zaatakowana wraz z innymi polskimi naukowcami (Andrzej Zapałowski, Włodzimierz Osadczy, Lucyna Kulińska). Artykuł zaczyna się w stylu Hitchcocka: „Marzec 2022 r., jedna z najlepszych polskich uczelni. Wykładowca wchodzi na zajęcia i zaczyna się użalać nad losem Ukrainy, która padła ofiarą rosyjskiej agresji. Po 10 minutach dorzuca zjadliwie pod adresem Ukrainy: „Trzeba wiedzieć, kiedy wywiesić białą flagę”. Jedna z uczestniczek zajęć, studentka z Ukrainy, wybiega z płaczem”. Wstrząsające. Skąd ta sympatia części świata naukowego do Rosji? Szeptycki: „ Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Istotną rolę odgrywa dziedzictwo myśli Narodowej Demokracji, która upatrywała w Rosji sojusznika Polski, a do aspiracji niepodległościowych Ukraińców odnosiła się z niezrozumieniem i pogardą”.
No, tak. A skoro zła Endecja, to i kolejna klasyka: „Wiele łączyło i łączy pogrobowców partii komunistycznej i endecji – przychodzi tu na myśl zarówno Bolesław Piasecki, jak i Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald”. Co ciekawe, zdaniem autora: „W niektórych przypadkach poparcie dla Rosji wynika z chęci wyróżnienia się, zaistnienia w macierzystym środowisku i mediach. Niekiedy w grę wchodzą powiązania o charakterze finansowym i agenturalnym (…)”.
Autor najwyraźniej żyje w świecie własnych wyobrażeń, podczas gdy za oknem wektor oportunizmu skierowany jest w zupełnie przeciwna stronę. Wyraża przy tym ubolewanie, że nie udało się postawić przed sądem Mateusza Piskorskiego. Szeptycki atakuje ww. naukowców za rzekome sprzeniewierzenie się Kodeksowi etyki naukowca, zarzucając im m.in. brak sumienności, wiarygodności, obiektywizmu i niezależności od zewnętrznych wpływów. Pomijam już fakt, że na gruncie promocji ideologii LGBT na polskich uczelniach kodeks ten, jak i konstytucyjne, i ustawowe prawa polskich naukowców są nagminnie łamane bez adekwatnego sprzeciwu takich osób jak Szeptycki. Ważniejsze, że przytaczane przez niego „dowody” na nie-naukowość, głównie dotyczące oskarżania Ukrainy o kult UPA i o oligarchiczny system władzy, są bardzo łatwe do obalenia, gdyż władza oligarchów i budowanie tożsamości Ukrainy na historii banderowców to fakty nie wymagające wielkiego wysiłku w dowodzeniu.
Brak reakcji na działania Zapałowskiego, Osadczego i Kulińskiej, Szeptycki kontrastuje z słuszną jego zdaniem postawą UJ, który po wspomnianym liście do Putina, nie przedłużył zatrudnienia prof. Raźny, w związku z czym przeszła ona na emeryturę. Złowieszczo brzmi wezwanie Szeptyckiego do deputinizacji polskiej nauki: „Inni badacze sprzyjający Rosji i głoszący jej propagandowe tezy dalej pracują na polskich uczelniach. Wydaje się, że w okresie całkowicie bezprawnej wojny rozpętanej przez Rosji w Ukrainie, naznaczonej zbrodniami wojennymi i cierpieniami milionów cywili, przyszedł najwyższy czas, by położyć kres tym praktykom”. Echo stalinizmu zabrzmiało w tej wypowiedzi wyjątkowo głośno…
Tymczasem, prof. Raźny została zaatakowana za artykuł z „MP” nr 15-16 z 10 – 17 kwietnia 2022 r. „Ukraina – wojna cywilizacji I”. W „Gazecie Wyborczej” (krakowskiej) ukazały się dwa teksty temu poświęcone. W pierwszym pt. „Gwałty, morderstwa, masakry. A krakowska rosjoznawczyni przekonuje, że inwazja na Ukrainę
Myśl Polska, nr 19-20 (8-15.05.2022)
Brak komentarzy. Może chcesz dodać swój?